Są wakacje i pewnie macie teraz nieco więcej wolnego czasu (przynajmniej Ci, którzy się do tej pory dużo uczyli lub nauczali), dlatego dzisiaj zapraszamy Was na nieco dłuższą bajkę.
A może znajdziecie też czas na jej zilustrowanie? Wtedy koniecznie prześlijcie pracę do Bajecznej Fabryki, a my dołączymy ją do naszej bajki.
A może znajdziecie też czas na jej zilustrowanie? Wtedy koniecznie prześlijcie pracę do Bajecznej Fabryki, a my dołączymy ją do naszej bajki.
- Dziadzio, dziadzio! Zobacz, jakie ładne
piórko znalazłem! - krzyknął mały chłopiec do staruszka opierającego się o
rzeźbioną laskę.
- Bardzo ładne Piotrusiu. Gdzie je znalazłeś?
- O tam, za tym małym krzaczkiem.
- Hm, pewnie jakiś ptaszek je zgubił. A opowiadałem
Ci już tę przygodę, kiedy to Pawełek znalazł w lesie bardzo tajemnicze piórko?
Maluch spojrzał na dziadka swoimi zielonymi
oczami, otwartymi tak szeroko, że zdawałoby się do granic możliwości i pisnął: "Opowiedz,
opowiedz!"
Pawełek i Tomcio, przez przyjaciół zwany
Paluchem, bawili się w lesie przed rodzinnym domkiem letnim. Było ciepłe
popołudnie, choć zawiewał już lekko jesienny wiatr. Chłopcy akurat skończyli
bawić się w kowboja i Indianina, po tym jak dzielny wódz Indian, czyli Paluch,
przepędził ze swej rdzennej ziemi złego kowboja, czyli Pawełka. Za pomocą
tomahawku, wiadomym sposobem.
- Następnym razem, to ja będę Indianinem i
wyrównam rachunki. Też toporkiem. - powiedział chłodno Pawełek.
Nowym pomysłem na zabawę było tropienie
śladów. Pawełek i Paluch wynieśli z domu lupę, żeby powiększać ślady, latarkę,
żeby lepiej widzieć ścieżkę, którą kroczyli i notes do zapisywania wskazówek i
spisywania wniosków. Jak prawdziwi Sherlock Holmes i jego wierny druh dr
Watson.
Tak się stało, że pierwszą rzeczą, jaką
znaleźli na swej drodze była mała gałązka jarzębiny.
I choć dookoła nigdzie nie było drzewa jarzębinowego chłopcy, porzucili pomysł
wytropienia skąd, jak i dlaczego wzięła się tu ta gałązka. To, co ich
zainteresowało znaleźli tuż za małym krzaczkiem z drobnymi czarno-fioletowymi
owocami. Otóż znaleźli piórko. Nie było to jednak zwykłe piórko. Miało cudowne
kolory i było w czarne kropki! Piórko wydało się chłopcom na tyle tajemnicze,
ba, wręcz magiczne, że postanowili odnaleźć jego właściciela.
W swych poszukiwaniach po lesie Pawełek i
Paluch byli niestrudzeni. Pierwszego dnia znaleźli tylko stary but bez
sznurowadła i rozgniecioną skórkę po bananie. Drugiego nie znaleźli zupełnie
nic, ale za to widzieli w oddali przy jeziorze dwa bobry gryzące wiotką
brzózkę. Kolejny dzień, praktycznie cały, spędzili w domu zakopani pod stosem
kołder po tym, jak wielki i groźny pies z pobliskiego domku naszczekał na nich
okropnie za to, że za blisko podeszli do furtki. Chłopcy uciekali przerażeni,
co sił w nogach, mimo że Demon, czarny wilczur sąsiadów, wcale ich nie gonił.
Jednak nawet strach nie powstrzymał chłopców
przed wznowieniem poszukiwań tajemniczego ptaszka. Czwartego dnia, obiecawszy
sobie nawzajem, że nikomu, ale to nikomu, nie zdradzą, jakim to tchórzostwem
się splamili poprzedniego dnia, chłopcy powrócili na szlak. I to właśnie
czwartego dnia, Pawełek i Paluch odkryli do kogo należało piórko. Cały dzień
chłopcy spędzili w lesie. Zaglądali pod każdy krzaczek, na każde drzewo, a
nawet przy pobliskim jeziorze. Niestety, oprócz wróbelków, wron i innych
mało-barwnych ptaszków, nie widzieli nic innego. Zrezygnowani wrócili więc do
domu ze smutnymi minkami.
Mama Pawełka, pierwszy raz widząc smutne
buzie po zabawie, na osłodę przygotowała lody waniliowo-miętowe z kruchymi
rurkami. Zaniosła je na taras, gdzie chłopcy siedzieli na dużych miękkich
poduchach i patrzyli smętnie w las. Jednak, gdy tylko zobaczyli lody od razu
twarzyczki im się rozradowały. Zaczęli pałaszować, aż się uszy trzęsły. Mama
patrzyła zadowolona. Widząc wręcz zachłanne pochłanianie lodów przypomniała
sobie przyjaciela sprzed lat i zastanowiła się przez chwilę, czy dawny sposób
przywołania wciąż działa. "Czy jesteś tam jeszcze?", pomyślała z
sentymentem Pawełkowa mama i zniknęła na chwilę w kuchni.
Gdy wróciła w dłoniach trzymała maleńką
miseczkę w kwiatuszki, a w niej coś mazisto-grudkowatego. Postawiła naczynko na
balustradzie i srebrną łyżeczką postukała melodyjnie o jej bok. Nasłuchiwała. Z
oddali dało się słyszeć cichutkie świergotanie. Mama Pawełka postukała w
miseczkę raz jeszcze, tym razem wygrywając inną melodyjkę. Usiadła obok
chłopców, zaciekawionych jej działaniami i niecierpliwie wyczekujących na to,
co się stanie. Z lasu, spomiędzy liści dębu, wyłonił się mały barwny ptaszek
świergocząc na całe gardło.
Pawełek chciał już krzyknąć, że to przecież
ptaszek od piórka, że to jego szukał z Paluchem przez te kilka dni, ale mama
uciszyła go gestem.
- Nie krzycz Pawełku i nie poruszaj się
gwałtownie, bo ją spłoszysz. Bądź cichutko, a pozwoli się obserwować.
Pawełek posłuchał mamy. Siedział cichutko,
prawie się nie poruszał, tylko oglądał z zaciekawieniem jak malutki ptaszek z
kolorowymi piórkami w czarne kropki je mazistą papkę z miseczki. Żeby nie
spłoszyć zwierzątka Pawełek zadał mamie pytanie na ucho, najciszej jak tylko
umiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz